Category Archives: Życie

Samorealizacja w ferie, czyli jak nauczyłam się odpoczywać

Witajcie!

Dziś post refleksyjny, lajfstajlowy, osobisty i być może trochę nudny. Nie zachęcam do przeczytania, wiem, ale mam po prostu ochotę podzielić się pewną refleksją i jednocześnie podsumowaniem ferii, które jutro kończę.

Był taki czas w moim życiu, w którym brałam udział w wyścigu szczurów. Kierowała mną chora ambicja, wciąż byłam zakompleksiona i niezadowolona. Dziś już jestem poza tym wyścigiem, lecz rację miał ten, kto powiedział, że nawet po wypadnięciu z niego pozostaje się szczurem. W efekcie nigdy nie potrafiłam normalnie odpoczywać, leniuchować, wciąż nie miałam czasu na nic i  byłam zmęczona. Po krótkim, nawet jednodniowym lenistwie, wyrzuty sumienia doprowadzały mnie do płaczu. Tak było jeszcze w weekend przed feriami. Ale w ferie się to zmieniło.

Porzuciłam swoje ambitne plany nauki do matury. Za to pojechałam na rekolekcje, które bardzo mnie wyciszyły i wiele uświadomiły, zarówno one, jak i rozmowy przeprowadzone bezpośrednio po nich. Byłam w kinie, bibliotece, na basenie, spotkałam się z przyjaciółmi, z rodziną. Nie uczyłam się. Nie czytałam zbyt wiele. Nie biegłam. Szłam sobie powoli i ODDYCHAŁAM.

Osiągnęłam zatem szczęście i spokój. Zawsze zastanawiałam się, CO MAM ZROBIĆ, aby to osiągnąć. Odpowiedź nadeszła totalnie „od dupy strony”: NIE RÓB NIC. Odetchnij. Życie jest zbyt krótkie, żeby biec.

Jest taka lista – trzynaście zasad minimalizmu. Ostatnia z nich brzmi „oddychaj”. I moim zdaniem nie powinna być ostatnia. Bo dopiero, kiedy odetchnę, widzę w którą stronę mam kierować to swoje życie, o co w nim chodzi. A w moim chodzi o to, żeby być darem dla innych, a nie dla własnej ambicji i być szczęśliwa.

Cieszę się, że zrobiłam tak wiele w te ferie, jednocześnie nie odhaczając żadnej pozycji z mojej listy rzeczy do nauki i do przeczytania.

Pozdrawiam serdecznie,

Ania

PS: Leniuchowanie leniuchowaniem – fajnie było, ale od wtorku trochę zwiększam tempo, żeby się z kolei nie zanudzić. Będą posty!

 

Dodaj komentarz

Filed under Życie

Veni, vidi, vici, czyli (prawie) wszędzie byłam, (prawie) wszystko widziałam

Witajcie!
Jak obiecywałam w poście poświęconym Taizé, chcę dzisiaj napisać o kilku ciekawych obserwacjach, jakich dokonałam w Wiecznym Mieście. Zapraszam do lektury!

KLIMAT

Zima nie była moją ulubioną porą roku aż do tego wyjazdu. Uznałam bowiem, ten czas w Rzymie jest naprawdę całkiem przyjemny. Można pochwalić się ładną kurtką lub stylowym płaszczem, a wieczorami przywdziać nawet jakąś cienką czapkę, ale ci, dla których moda nie jest ważna mogą przez całą zimę chodzić w ulubionych adidasach i sportowej, lekkiej kurtce (względnie: grubym polarze). Temperatura w południe, w trakcie piknikowego obiadu, o którym pisałam TU dochodziła do osiemnastu stopni (na niebie ani jednej chmurki!). Wieczorami, porankami i w nocy najniższe wartości to osiem-dziesięć stopni – dla mnie jest to temperatura, w której zakładam czapkę, ale wiem, że wiele osób doskonale radzi sobie w niej bez tej części garderoby. Idealna pogoda na zwiedzanie. Ugrzałam się na dobre kilka miesięcy, choć pewnie nie poczułam tego ciepła jak agenci, którzy chodzili po Rzymie w krótkich spodenkach. Moje sztywniactwo nie godzi ze sobą pojęć szorty i grudzień, nawet when in Rome.

normalne niebo w grudniuNormalne niebo w grudniu, c’nie?

KOMUNIKACJA/RUCH ULICZNY

Nie wiem, naprawdę nie wiem, jak to jest, że rzymianie jeżdżą jak jeżdżą, a jednak nie widzimy na każdym kroku karetek pogotowia/policji/prokuratora. Sygnalizacja świetlna jest ignorowana – zarówno samochody, jak i piesi śmiało ruszają na czerwonym. Widziałam także jazdę na wstecznym na środku skrzyżowania. A, no i jeśli już wyjdziesz do połowy ulicy i ktoś, zlitowawszy się nad Tobą, zatrzyma się, zostanie niezwłocznie wytrąbiony przez kierowców stojących za nim. Sad but true.
Jeśli chodzi o autobusy to jest ich w Rzymie całkiem sporo. Przystanków też jest dużo, ale to co mnie zdziwiło to fakt, że te autobusy się w ogóle nie spóźniają. Powód? Brak rozkładów jazdy (przynajmniej na przystankach, być może są w internecie albo gdzieś). Na przystankowej tablicy informacyjnej umieszczona jest jedynie trasa przejazdu poszczególnych linii, bez godzin przyjazdu autobusu. W związku z tym większość rzymian nieposiadających samochodu (po ulicach jeździ mnóstwo smartów, no i skuterów – w takim klimacie to i ja bym jeździła) korzysta z metra. Przez Rzym przechodzą tylko dwie linie metra. Dużym ułatwieniem dla turysty są sugestywne nazwy stacji – „Colosseo”, „Basilica Sao Paulo”, „Circo Massimo”. Pociągi jeżdżą często i w trakcie mojego pobytu tylko raz metro było na krótko zamknięte z powodu awarii.

stare metro, ale jakie koloroweStare metro, ale jakie kolorowe (mój faworyt spotkany w pociągu: pan grający na akordeonie „Ei si tu pego”)

LUDZIE

Dzięki Taizé bardzo często dało się słyszeć język polski, polskie piosenki, kolędy. Nie ukrywam, że było to bardzo miłe. Sami rzymianie, przynajmniej ci, których poznałam, są bardzo podobni do nas – gościnny, serdeczni. Jak już wspomniałam, mieszkałam u jednej z rzymskich rodzin. Gościnność Valentiny, Dominique’a i ich córeczek była naprawdę przemiła. Kilka razy udało nam się również porozmawiać (ogólnie to Włosi chyba wcale nie znają angielskiego dużo lepiej niż my – zaobserwowałam to zarówno w rodzinie, jak i na ulicy, pytając o drogę) o strukturze społeczeństwa, Kościele i tradycjach we Włoszech. Pod wieloma względami jesteśmy naprawdę podobnymi narodami.

fajni panowie dwajFajni panowie dwaj

jakieś trzy turystki z Polski wylegują się bezczelnie na trawie w grudniuJakieś polskie turystki bezczelnie wylegują się na trawie w grudniu!

KUCHNIA

No, cóż, pierwszy raz w życiu zjadłam spaghetti, które mi smakowało – szok. Ciekawa jestem, czy była to kwestia mojego wygłodnienia po wielogodzinnej podróży czy naprawdę było tak dobrze przyrządzone. To, co pokochałam we włoskiej kuchni to pizza bianca. Nie wiem, jak Wam, ale mi na pizzy najbardziej przeszkadzają dodatki. Pizza bianca to „czysta” pizza, samo kruchutkie ciasto. Bardziej egzotyczna wersja to pizza rosa – bianka+sos pomidorowy. Bianca jest pyszna sama w sobie, ale całkiem nieźle smakuje także jako baza to minikanapki.
Udało mi się skosztować także słynnej pizzy sprzedawanej w kawałkach na wagę. Nie smakowała tak wybornie jak domowa, ale jej plus to naprawdę niska cena.
No i nie można zapomnieć o gelati, znaczy się: lodach. Są pyszne, nawet te sprzedawane w nieciekawie wyglądających budkach.
To, co jeszcze bardzo spodobało mi się w kuchni włoskiej to śniadanka na słodko, bo sama takie lubię, choć ja zamiast ciastek częściej wybieram Cini-Minis z mlekiem lub sucharki z Nutellą, a tam dzieciaki BEZKARNIE zajadają się ciachami od samego rana.

No i jeszcze mandarynki i klementynki, prosto z ogródka – bardzo słodkie, soczyste i pyszne.

zamiast croissanta i cappucino...moje włoskie drugie śniadanieZamiast croissantów i cappuccino – hipsterskie drugie śniadanie

ZWIEDZANIE

Pozostałości starożytności czy innych, nieco mniej dawnych, epok widać na każdym kroku – otwierasz szeroko paszczę nawet, kiedy wychodzisz ze stacji metra. Niestety, wielu miejsc nie udało mi się zobaczyć, ale cieszę się, że byłam w Koloseum i na Forum Romanum oraz Palatynie – to takie żelazne punkty w wycieczce po Rzymie. Miejsca robią wrażenie przez swój wiek i wielkość. Są zachowane naprawdę w dobrym stanie, choć nie wiem, co za sto lat zostanie z Koloseum – rzymianie bowiem wybudowali wokół niego drogę, a takie stare mury chyba średnio lubią spaliny i drgania wywoływane ruchem ulicznym. Póki co jednak jakoś się trzyma i warto zobaczyć je nie tylko od zewnątrz, ale także od środka za naprawdę niewielką cenę (bilet łączony na Koloseum, Forum i Palatyn, ważny DWA DNI jedynie siedem i pół eurosia dla studenta z UE). Po Forum można by chodzić godzinami – to jedno z tych miejsc, w których naprawdę CZUĆ HISTORIĘ. Należę do wąskiego grona osób, które uwielbiają muzea i mogą spędzić tam naprawdę dużo czasu, zwłaszcza jeśli chodzi o historię, a zatem pobyt w takim „wielkim muzeum” był dla mnie naprawdę mistycznym przeżyciem.
Udało mi się także być przy Fontannie di Trevi, o której wszyscy mówią, że jest przepiękna, a według mnie jest przede wszystkim wielka i właśnie ten rozmiar robi wrażenie. Dzięki Taizé miałam również okazję być w wielu niesamowitych bazylikach i kościołach. Bazylika świętego Piotra nie zrobiła na mnie tak wielkiego wrażenia jak Bazylika świętego Pawła za Murami czy katedra świętego Jana na Lateranie. Być może należyty odbiór tej pierwszej zakłócali turyści, których było tam naprawdę dużo (no, ja też byłam turystką, ale, kurczę blade, kiedy ktoś robi zdjęcia z fleszem i dźwiękiem na mszy celebrowanej przez nie byle kogo, bo Benedykta XVI to czuję obciach, no – jestem za wprowadzeniem całkowitego zakazu fotografii w miejscach kultu, przynajmniej na czas nabożeństw). To, czego nie udało mi się zobaczyć, a żałuję to Panteon i Zamek Anioła – mam więc pretekst, aby odwiedzić Rzym jeszcze raz.

Koloseum kojarzy się chyba z czymś potwornie nudnym, ale zapewniam, że dzięki setkom tych malutkich postaci, które widzicie na zdjęciu jest tam naprawdę ciekawieKoloseum od wewnątrz – na zdjęciu wygląda bardzo nudno, ale wierzcie mi, dzięki setkom osób, jakie się tam przewijają jest pasjonujące

Forum Romanum - świetne miejsce na spacer i piknikForum Romanum – idealnie miejsce na spacer i „dyskretny piknik”

dziękuję rzymskim ptakom za pozowanie do zdjęciaDziękuję rzymskim ptakom za pozowanie do zdjęcia! (kochane, chyba Was nie widać w takim pomniejszeniu)

To chyba na tyle. Mam nadzieję, że nie zanudziłam tą krótką i megasubiektywną relacją. Jak zwykle, czekam na Wasze głosy w sprawach różnych, zwłaszcza tych z Rzymem związanych.

Pozdrawiam najserdeczniej,
Ania

baloniki z przesłaniem Benedykta na rok 2013 (chyba coś o pokoju na całej Ziemi, ale jeśli ten blog czyta jakiś filolog włoski to proszę o poprawienie mnie)Przesłanie noworoczne Benedykta XVI (to chyba coś o pokoju dla całego świata, ale jeśli nasz blog czyta jakiś filolog włoski to proszę o poprawienie mnie)

PS: Jeśli macie ochotę wybrać się do Rzymu, ale przeszkodą są ograniczone środki finansowe, polecam Wam śledzenia fanpage’y tanich linii lotniczych – co jakiś czas pojawiają się tam oferty typu „68 zł za lot w obie strony”, zwłaszcza poza sezonem (czyli mniej więcej teraz). Jeśli znajdę coś konkretnego, dam znać.

2 Komentarze

Filed under Życie

When in Rome, czyli Taizé 2012

Witajcie!

Dziś nietypowy post w którym chcę się z Wami podzielić wrażeniami z moich rzymskich wakacji, które odbyłam przy okazji Taizé. Był to niesamowity czas i na pewno nie zdołam podzielić się wszystkim, co tam przeżyłam i zobaczyłam, ale chcę przynajmniej trochę przybliżyć Wam zarówno Taizé, jak i Rzym w krótkiej, subiektywnej relacji popartej mocno amatorskimi zdjęciami.

Obrazek

Bazylika św. Piotra. 1 stycznia 2013, godzina 9:30

 Taizé

Wspólnota Taizé to około stu braci zakonnych. Pochodzą z trzydziestu krajów, są katolikami i ewangelikami. Założycielem wspólnoty był brat Roger. Zginął w 2005 roku, został zamordowany w trakcie wieczornej modlitwy. Całe życie głosił prawdę o potrzebie pojednania wszystkich chrześcijan, zostawił po sobie wiele dzieł na ten temat. Po jego śmierci przeorem Taizé został brat Alois, którego brat Roger wcześniej wyznaczył na swojego następcę. Są organizatorami „pielgrzymki zaufania przez ziemię”, działają na wszystkich kontynentach. Jednym z elementów owej pielgrzymki w Europie jest coroczne Europejskie Spotkanie Młodych. Zawsze obejmuje ono okres poświąteczny, aż do Nowego Roku. Co roku jest organizowane w innym europejskim mieście. W tym roku był to Rzym – miasto wyjątkowo pod wieloma względami, szczególnie dla katolickiej części uczestników.

Program Taizé

Już przed wyjazdem do Rzymu, można było pobrać program spotkania z internetu. Po przyjeździe następuje przydział do rzymskich parafii. Po dotarciu do nich dowiadujemy się jakie będzie miejsce naszego zakwaterowania. Zazwyczaj uczestników Taizé goszczą rodziny z danej parafii. W Rzymie część osób także mogła skorzystać z takiej możliwości (byłam wśród tych szczęśliwców), duża część z nas musiała jednak spać na salach, niektórzy natomiast w klasztorach. Nie wszyscy byli zadowoleni z warunków, w jakich mieszkali, być może słyszeliście nawet tego typu relacje w mediach, ale już tydzień przez wyjazdem każdy z uczestników otrzymał wiadomość od brata Aloisa, w której uprzedzał, że warunki mogą być naprawdę skromne. Z tego co wiem stosunkowo niewiele wspólnot zakonnych zdecydowało się na przyjęcie pielgrzymów. Wracając do programu: codziennie rano odbywała się modlitwa w goszczących parafiach (w niedzielę i Nowy Rok była to msza święta), koło południa na Circo Massimo (w Cyrku Wielkim – na tej arenie zginęło najwięcej chrześcijan w historii ich prześladowań w starożytnym Rzymie) rozdawany był ciepły obiad, a także suchy prowiant, na kolację. Ciepły posiłek (nie wyglądały one ani trochę zachęcająco, ale były PYSZNE) zjadaliśmy od ręki, wówczas na Circo tworzył się wielotysięczny piknik składający się z ludzi z całej Europy. Koło południa temperatura w słońcu wynosiła około 18 stopni na plusie – bardzo miło jest leżeć na trawie w koszuli w GRUDNIU. Kolejna modlitwa miała miejsce ok. 14-16, nie odbywała się codziennie. W wolnym czasie można było także wybrać się na jeden z Workshopów – były to konferencje, zwykle w języku angielskim; nie miałam okazji ich wysłuchać, ale słyszałam, że były naprawdę poruszające, a także możliwości darmowego zwiedzenia ciekawych miejsc – dzięki wejściówce Taizé odwiedziłam katakumby św. Kalista. Wieczorna modlitwa miała miejsce ok. 19.30. To tylko zarys planu, nie był on bowiem jednolity. Jednego z wieczorów spotkaliśmy się z papieżem Benedyktem XVI na Placu św. Piotra. Pewnego popołudnia mieliśmy także spotkanie wszystkich Polaków uczestniczących w Taizé (było nas dwanaście tysięcy na czterdzieści tysięcy wszystkich uczestników), wspólne wyznanie wiary i kolędowanie. Całe spotkanie było naprawdę nieźle zorganizowane – podejrzewam, że jest to ogromne wyzwanie logistyczne, któremu, w moim odczuciu, wbrew temu, co mówią w telewizji, Rzym sprostał.

DSCF6125

Kolejka po obiad na Circo Massimo. 29 grudnia 2012. 12:00;

wbrew pozorom nie była taka straszna – już po kwadransie od chwili ustawienia się w niej można było zajadać się lasagne :)

Modlitwa Taizé

Modlitwa Taizé opiera się na stałym schemacie: śpiew kanonów, psalm, czytanie Słowa, cisza, modlitwa wstawiennicza, śpiew. Jest w niej bardzo dużo miejsca na refleksję – sprzyja jej zarówno czas ciszy jak i śpiew jednego zdania, powtarzanego cały czas jak mantrę. Niesamowitym przeżyciem była także dla mnie modlitwa wokół krzyża. Uzyskałam bardzo wiele odpowiedzi na nurtujące mnie sprawy. Teksty modlitw i czytania tłumaczone były na kilka języków, ale można je było także przeczytać w swojej „książeczce spotkania”. Wszystkie modlitwy odbywały się w rzymskich bazylikach – te wnętrza naprawdę zapierają dech w piersiach.

Ludzie z Taizé

Europejskie spotkanie młodych zrzesza chrześcijan z całej Europy w wieku 17-35 lat. Można tam spotkać bardzo inspirujące osoby. Szczególnie miłą rzeczą jest wszechobecna radość i entuzjazm uczestników oraz to, że każdy jest chętny do pomocy. Szczególnie duża ilość Polaków sprawiła, że w wielu miejscach, choćby na stacji metra można było słyszeć polskie kolędy. Pewnego wieczoru szliśmy z grupą znajomych ulicą i śpiewaliśmy „Przybieżeli do Betlejem”. Na jednym ze skrzyżowań spotkaliśmy grupę, która dołączyła się do naszego śpiewu – okazało się, że też są z Łodzi, a wśród nich znalazła się nasza koleżanka. Ogromną rolę w przygotowaniu i przeprowadzeniu Taizé odgrywają także wolontariusze. Zasługują na ogromny szacunek. Nie opuszcza ich entuzjazm, chęć pomocy i zrozumienia siebie nawzajem, mimo barier językowych, z ich twarzy nie znika uśmiech. Szczególnie zapamiętałam osoby zbierające śmieci na Circo Massimo, w trakcie obiadu. Praca może wydawać się niewdzięczna, a oni wykonywali ją z ponadprzeciętnym entuzjazmem i ochotą. Niesamowici ludzie, pełni radości.

Kolejne spotkanie odbędzie się w Strasburgu. Mam nadzieję, że uda mi się tam być.

Ciekawych odsyłam na oficjalną stronę Taize, z której można się wiele dowiedzieć na temat spotkań: http://www.taize.fr/pl.

Pozdrawiam serdecznie,

Ania

PS: Kolejny wpis – co udało mi się zobaczyć w Rzymie. Zapraszam!

6 Komentarzy

Filed under Życie

Koniecznie przeczytaj w święta!

however_you_dress_it_upDobry Wieczór,

kilka dni temu, kończąc przygodę z „Ludźmi bezdomnymi” Żeromskiego, pomyślałam, że fajnie byłoby przeczytać teraz coś, co wprowadziłoby mnie w tzw. świąteczny nastrój, jakąś książkę związaną z tematyką świąteczną. Porzuciłam na chwilę smutnego doktora Judyma, aby prześledzić w głowie wszystkie tytuły związane z tym skojarzeniem. Ostatecznie stwierdziłam, że rzeczy najbardziej oczywiste wcale takie nie są, gdyż dopiero pod koniec mojego toku myślowego przyszła mi do głowy książka, w której opisane są wydarzenia, z powodu których rokrocznie świętujemy. Oczywiście chodzi o Biblię. Jeśli zatem nie jesteś jeszcze w świątecznym nastroju i nie czujesz tej magii, polecam Ci sięgnąć po rozdział drugi Ewangelii wg św. Łukasza lub rozdział pierwszy Ewangelii wg św. Jana – tam opisana jest istota rzeczy; to, o co w tych świętach w ogóle chodzi.

Życzę Wam, aby Jezus Chrystus naprawdę urodził się w Waszych sercach i zaszczepił w nich ogromną miłość, radość i siłę na cały przyszły rok. Cieszcie się świątecznym czasem!

Pozdrawiam Was serdecznie,

Ania

1 komentarz

Filed under Książki, Życie

W poszukiwaniu straconego czasu, czyli Adwent 2012

Halo…. Jest tu ktoś?

Nie zdziwi mnie, jeśli nie będzie nikogo. Wpisy pojawiają się żenująco rzadko. Są krótkie i schematyczne. A jakby tego było mało, nie czynimy żadnych zmian na blogu, tudzież reklamy.

Główną przyczyną jest chyba brak organizacji, co opisujemy zwykle: „brak czasu”. Dobrze jednak wiemy, że czasu jest mnóstwo – aż dwadzieścia cztery godziny dziennie! Jednak jeśli odjąć osiem-dziewięć godzin w szkole, sześć godzin na sen, jedną na posiłki – czasu robi się coraz mniej. A ten pozostały wykorzystujemy w mniej lub bardziej efektywny sposób na naukę, czytanie, spędzanie go z bliskimi lub razem (to ostatnie to przypadek wyjątkowy).

Dziś rozpoczął się ważny czas dla chrześcijan – Adwent. A my jesteśmy chrześcijanami. Nie do końca wiem, jakie są dalsze refleksje na ten temat Marcina, więc od tej pory piszę we własnym imieniu.

Trzy tygodnie jakie zostały do Bożego Narodzenia chciałabym poświęcić na ogólne ogarnięcie się, pod każdym względem. Okazuje się bowiem, że nie wiem, do czego w życiu dążę, czego chcę, po co robię to, co robię. I dlaczego nie mam czasu na to, co kiedyś sprawiało mi przyjemność (pisanie, spotkania z przyjaciółmi, ćwiczenia). Póki nie ustawię sobie azymutu, będę dreptać w miejscu.

Nie wiem, po co uzewnętrzniam się z tym na blogu. Zawsze wydawało mi się to trochę nieprofesjonalne, pisać o swoich sprawach prywatnych. Ale w sumie to mam gdzieś to, co o mnie pomyślicie, z całym szacunkiem. Może to, że zadeklarowałam chęć zmian publicznie, na internetowym Forum Romanum, zmobilizuje mnie do ich poczynienia.

Jeśli mi się to uda, w tym tygodniu wrzucę recenzję „Mistrza i Małgorzaty” Bułhakowa.

A tymczasem pozdrawiam serdecznie i naprawdę dziękuję za uwagę,

Ania

4 Komentarze

Filed under Życie