Witajcie!
Jak obiecywałam w poście poświęconym Taizé, chcę dzisiaj napisać o kilku ciekawych obserwacjach, jakich dokonałam w Wiecznym Mieście. Zapraszam do lektury!
KLIMAT
Zima nie była moją ulubioną porą roku aż do tego wyjazdu. Uznałam bowiem, ten czas w Rzymie jest naprawdę całkiem przyjemny. Można pochwalić się ładną kurtką lub stylowym płaszczem, a wieczorami przywdziać nawet jakąś cienką czapkę, ale ci, dla których moda nie jest ważna mogą przez całą zimę chodzić w ulubionych adidasach i sportowej, lekkiej kurtce (względnie: grubym polarze). Temperatura w południe, w trakcie piknikowego obiadu, o którym pisałam TU dochodziła do osiemnastu stopni (na niebie ani jednej chmurki!). Wieczorami, porankami i w nocy najniższe wartości to osiem-dziesięć stopni – dla mnie jest to temperatura, w której zakładam czapkę, ale wiem, że wiele osób doskonale radzi sobie w niej bez tej części garderoby. Idealna pogoda na zwiedzanie. Ugrzałam się na dobre kilka miesięcy, choć pewnie nie poczułam tego ciepła jak agenci, którzy chodzili po Rzymie w krótkich spodenkach. Moje sztywniactwo nie godzi ze sobą pojęć szorty i grudzień, nawet when in Rome.
Normalne niebo w grudniu, c’nie?
KOMUNIKACJA/RUCH ULICZNY
Nie wiem, naprawdę nie wiem, jak to jest, że rzymianie jeżdżą jak jeżdżą, a jednak nie widzimy na każdym kroku karetek pogotowia/policji/prokuratora. Sygnalizacja świetlna jest ignorowana – zarówno samochody, jak i piesi śmiało ruszają na czerwonym. Widziałam także jazdę na wstecznym na środku skrzyżowania. A, no i jeśli już wyjdziesz do połowy ulicy i ktoś, zlitowawszy się nad Tobą, zatrzyma się, zostanie niezwłocznie wytrąbiony przez kierowców stojących za nim. Sad but true.
Jeśli chodzi o autobusy to jest ich w Rzymie całkiem sporo. Przystanków też jest dużo, ale to co mnie zdziwiło to fakt, że te autobusy się w ogóle nie spóźniają. Powód? Brak rozkładów jazdy (przynajmniej na przystankach, być może są w internecie albo gdzieś). Na przystankowej tablicy informacyjnej umieszczona jest jedynie trasa przejazdu poszczególnych linii, bez godzin przyjazdu autobusu. W związku z tym większość rzymian nieposiadających samochodu (po ulicach jeździ mnóstwo smartów, no i skuterów – w takim klimacie to i ja bym jeździła) korzysta z metra. Przez Rzym przechodzą tylko dwie linie metra. Dużym ułatwieniem dla turysty są sugestywne nazwy stacji – „Colosseo”, „Basilica Sao Paulo”, „Circo Massimo”. Pociągi jeżdżą często i w trakcie mojego pobytu tylko raz metro było na krótko zamknięte z powodu awarii.
Stare metro, ale jakie kolorowe (mój faworyt spotkany w pociągu: pan grający na akordeonie „Ei si tu pego”)
LUDZIE
Dzięki Taizé bardzo często dało się słyszeć język polski, polskie piosenki, kolędy. Nie ukrywam, że było to bardzo miłe. Sami rzymianie, przynajmniej ci, których poznałam, są bardzo podobni do nas – gościnny, serdeczni. Jak już wspomniałam, mieszkałam u jednej z rzymskich rodzin. Gościnność Valentiny, Dominique’a i ich córeczek była naprawdę przemiła. Kilka razy udało nam się również porozmawiać (ogólnie to Włosi chyba wcale nie znają angielskiego dużo lepiej niż my – zaobserwowałam to zarówno w rodzinie, jak i na ulicy, pytając o drogę) o strukturze społeczeństwa, Kościele i tradycjach we Włoszech. Pod wieloma względami jesteśmy naprawdę podobnymi narodami.
Fajni panowie dwaj
Jakieś polskie turystki bezczelnie wylegują się na trawie w grudniu!
KUCHNIA
No, cóż, pierwszy raz w życiu zjadłam spaghetti, które mi smakowało – szok. Ciekawa jestem, czy była to kwestia mojego wygłodnienia po wielogodzinnej podróży czy naprawdę było tak dobrze przyrządzone. To, co pokochałam we włoskiej kuchni to pizza bianca. Nie wiem, jak Wam, ale mi na pizzy najbardziej przeszkadzają dodatki. Pizza bianca to „czysta” pizza, samo kruchutkie ciasto. Bardziej egzotyczna wersja to pizza rosa – bianka+sos pomidorowy. Bianca jest pyszna sama w sobie, ale całkiem nieźle smakuje także jako baza to minikanapki.
Udało mi się skosztować także słynnej pizzy sprzedawanej w kawałkach na wagę. Nie smakowała tak wybornie jak domowa, ale jej plus to naprawdę niska cena.
No i nie można zapomnieć o gelati, znaczy się: lodach. Są pyszne, nawet te sprzedawane w nieciekawie wyglądających budkach.
To, co jeszcze bardzo spodobało mi się w kuchni włoskiej to śniadanka na słodko, bo sama takie lubię, choć ja zamiast ciastek częściej wybieram Cini-Minis z mlekiem lub sucharki z Nutellą, a tam dzieciaki BEZKARNIE zajadają się ciachami od samego rana.
No i jeszcze mandarynki i klementynki, prosto z ogródka – bardzo słodkie, soczyste i pyszne.
Zamiast croissantów i cappuccino – hipsterskie drugie śniadanie
ZWIEDZANIE
Pozostałości starożytności czy innych, nieco mniej dawnych, epok widać na każdym kroku – otwierasz szeroko paszczę nawet, kiedy wychodzisz ze stacji metra. Niestety, wielu miejsc nie udało mi się zobaczyć, ale cieszę się, że byłam w Koloseum i na Forum Romanum oraz Palatynie – to takie żelazne punkty w wycieczce po Rzymie. Miejsca robią wrażenie przez swój wiek i wielkość. Są zachowane naprawdę w dobrym stanie, choć nie wiem, co za sto lat zostanie z Koloseum – rzymianie bowiem wybudowali wokół niego drogę, a takie stare mury chyba średnio lubią spaliny i drgania wywoływane ruchem ulicznym. Póki co jednak jakoś się trzyma i warto zobaczyć je nie tylko od zewnątrz, ale także od środka za naprawdę niewielką cenę (bilet łączony na Koloseum, Forum i Palatyn, ważny DWA DNI jedynie siedem i pół eurosia dla studenta z UE). Po Forum można by chodzić godzinami – to jedno z tych miejsc, w których naprawdę CZUĆ HISTORIĘ. Należę do wąskiego grona osób, które uwielbiają muzea i mogą spędzić tam naprawdę dużo czasu, zwłaszcza jeśli chodzi o historię, a zatem pobyt w takim „wielkim muzeum” był dla mnie naprawdę mistycznym przeżyciem.
Udało mi się także być przy Fontannie di Trevi, o której wszyscy mówią, że jest przepiękna, a według mnie jest przede wszystkim wielka i właśnie ten rozmiar robi wrażenie. Dzięki Taizé miałam również okazję być w wielu niesamowitych bazylikach i kościołach. Bazylika świętego Piotra nie zrobiła na mnie tak wielkiego wrażenia jak Bazylika świętego Pawła za Murami czy katedra świętego Jana na Lateranie. Być może należyty odbiór tej pierwszej zakłócali turyści, których było tam naprawdę dużo (no, ja też byłam turystką, ale, kurczę blade, kiedy ktoś robi zdjęcia z fleszem i dźwiękiem na mszy celebrowanej przez nie byle kogo, bo Benedykta XVI to czuję obciach, no – jestem za wprowadzeniem całkowitego zakazu fotografii w miejscach kultu, przynajmniej na czas nabożeństw). To, czego nie udało mi się zobaczyć, a żałuję to Panteon i Zamek Anioła – mam więc pretekst, aby odwiedzić Rzym jeszcze raz.
Koloseum od wewnątrz – na zdjęciu wygląda bardzo nudno, ale wierzcie mi, dzięki setkom osób, jakie się tam przewijają jest pasjonujące
Forum Romanum – idealnie miejsce na spacer i „dyskretny piknik”
Dziękuję rzymskim ptakom za pozowanie do zdjęcia! (kochane, chyba Was nie widać w takim pomniejszeniu)
To chyba na tyle. Mam nadzieję, że nie zanudziłam tą krótką i megasubiektywną relacją. Jak zwykle, czekam na Wasze głosy w sprawach różnych, zwłaszcza tych z Rzymem związanych.
Pozdrawiam najserdeczniej,
Ania
Przesłanie noworoczne Benedykta XVI (to chyba coś o pokoju dla całego świata, ale jeśli nasz blog czyta jakiś filolog włoski to proszę o poprawienie mnie)
PS: Jeśli macie ochotę wybrać się do Rzymu, ale przeszkodą są ograniczone środki finansowe, polecam Wam śledzenia fanpage’y tanich linii lotniczych – co jakiś czas pojawiają się tam oferty typu „68 zł za lot w obie strony”, zwłaszcza poza sezonem (czyli mniej więcej teraz). Jeśli znajdę coś konkretnego, dam znać.