Z trylogią „Millenium” jest u mnie identycznie jak z serią rozpoczynającą się od „Hoteku Paradise” Marthy Grimes – co roku, w wakacje czytam kolejną część. To moje drugie lato z „Millenium”, a zatem pora na część drugą – „Dziewczyna, która igrała z ogniem”.
Jeśli ktoś śledził bloga z recenzjami, którego daaawno temu prowadziłam samodzielnie to może pamięta, że w recenzji „Mężczyzn, którzy nienawidzą kobiet” oświadczyłam iż z reguły nie znoszę bohaterek kobiecych, zwłaszcza jeśli są to główne bohaterki – drażnią mnie strasznie, zwykle albo są głupie, albo to idealistki próbujące naprawiać świat (o, zgrozo – udaje im się to!). Jednakże bohaterka Larssona – Lisbeth Salander zdobyła moje serce. I nie chodzi bynajmniej o współczucie z powodu ciężkiej przeszłości albo o zafascynowanie dziwnym wyglądem. Ta postać wydaje się po prostu autentyczna, niczego nie udaje, nawet przed sobą. Jeden z najcięższych przypadków bohaterki literackiej to model – jestem atrakcyjna i wiem o tym, ale będę sobie i innym wmawiać, że nie. I tak, choćby za Bellą (imię użyte przypadkowo), ugania się stado adoradorów, gotowych oddać za nią życie, a ona wciąż spogląda w lustro i mówi: „jestem brzydka, głupia, beznadziejna itp.”. A czytelnika to zakłamanie męczy coraz bardziej z każdą stroną. Lisbeth nie ma tego problemu. Wie, jaka jest i reakcje otoczenia na nią to potwierdzają. Początek powieści sygnalizował, że bohaterka bardzo się zmieni. Jednak po zawiązaniu głównego wątku, odetchnęłam z ulgą. Bardzo się cieszę, że Stieg Larsson jednak nie zrobił z niej tragicznej heroiny.
Rozpisałam się o Salander, a zacząć chciałam od czegoś innego – z czym w ogóle to się je. Pierwsza część składała się początkowo z dwóch wątków, dwóch różnych postaci – wspomnianej już Lisbeth Salander, pracującej jako researcher, dziewczynie z trudną przeszłością, ubezwłasnowolnionej i dziennikarza Mikaela Blomkvista, próbującego rozwiązać zagadkę morderstwa sprzed kilkudziesięciu lat. Ich losy w pewnym momencie się splatają, rozwiązują zagadkę wspólnie itd. W drugiej części Blomkvist, chcąc odwdzięczyć się Salander za jej nieocenioną pomoc, staje po jej stronie w pewnej trudnej sprawie. Starając się uratować jej skórę, odkrywa także mroczne tajemnice wysoko postawionych osób w Szwecji – polityków, policjantów, adwokatów. Może to kilka zdań przesadnie nie zachęca do lektury, podobnie jak krotki opis z tyłu wydania oferowanego przez wydawnictwo „Czarna Owca”, ale naprawdę ciężko się oderwać od tej książki!
Oprócz przyjemności sprawianej śledzeniem losów Salander, autor oferuje czytelnikowi także, zapewne własną, ale włożoną w usta Mikaela Blomkvista i innych bohaterów, refleksję na temat traktowania kobiet w Szwecji. Trochę irytowało mnie to, że właściwie każdy pozytywny bohater w tej książce jest feministą, ale za to pokazał on przykłady dyskryminacji kobiet nie w moralizatorski sposób, ale bardzo naturalnie – od brutalnej przemocy i bezradności policji i władz wobec niej po mobing czy obsadzanie na niższych stanowiskach przedstawicielek płci pięknej.
Trudno mi teraz powiedzieć, czy w pierwszej części także pojawiało się to, co dostrzegłam w drugiej – szczegółowe opisy tego, w co ubierają się bohaterowie czy jakie modele mebli i jakie produkty spożywcze kupują w poszczególnych sklepach. Tu jednak uwydatnia się kolejny walor powieści – nawet te nieco nużące opisy są wtrącane tak swobodnie, niewymuszenie, że przepływa się po nich w naprawdę przyjemny, niemęczący sposób. Wyjaśnienie może być tylko jedno – Stieg Larsson był mistrzem pióra – jego styl pisania był lekki jak piórko. No i fantastyczne zakończenie – jakże rzadko zdarza się komuś stworzyć tak dobre zakończenie, bez dłużyzn!
Moja ocena książki: 5 (Kalle Blomkvist obniża ocenę do 3; Salander podnosi do 4; Larsson podnosi do 5)
Jestem pewna, że część z Was czytała tę pozycję, a zatem czekam na Wasze opinie na jej temat. Przepraszam, że tak rzadko się odzywam, ale wciąż nie mam stałego dostępu do internetu – problemy z dostawcą tego dobra.
Książka czytana w ramach wyzwania „Trójka e-pik” http://ksiazki-sardegny.blogspot.com/2012/07/podsumowanie-lipcowej-trojki-e-pik-i.html
PS: Skoro już wspomniałam o Trójeczce e-pik: dokonałam niewielkiej modyfikacji w moim wyzwaniowym wyborze. Otóż, z lekturą anglojęzyczną raczej nie mam szans się uporać do końca sierpnia, a zatem przeczytam zamiast niej „Tajemnicę złotych pince-nez” Artura Conana Doyle’a. Pozdrawiam serdecznie,
Ania